poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Brak kultury

Królowa kibli powróciła i odeszła. Moja przygoda w kawiarni trwała miesiąc. Swoją drogą mogę powiedzieć, że rzeczywiście tempo zamiatania wzrasta w momencie, jak klienci siedzą aż do zamknięcia, a zamiatać można zacząć jak nikogo nie ma na sali.

Musiałam odejść przez atmosferę w pracy, która przez większość czasu była żadna, a chwilami nawet beznadziejna. Nie jestem w stanie pracować w takich warunkach. Nie taką gastronomię znam. Dlatego jutro biorę ze sobą CV i znów idę w miasto 😁 Zobaczymy, czy teraz znajdę pracę równie szybko. 

Po jednym miesiącu mogę stwierdzić jedno: nam Polakom brakuje kultury restauracyjnej. Jak w Warszawie nie było to mocno widoczne, bo jednak większość miejscowych ma obycie w takich miejscach, tak nad morzem wszystko wyszło. Nad morzem można spotkać cały przekrój społeczeństwa. 

Boimy się dawania napiwków. Nie chcesz dawać? Nie dawaj. Tylko siedź na dupie i poczekaj aż przyjmę zamówienie lub Cię rozliczę.

Z uwagi na to, że w moim miejscu pracy obsługiwałam Polaków i Niemców, to takie zachowanie zaobserwowałam głównie u naszych rodaków. Kasa w naszym punkcie gastronomicznym znajdowała się naprzeciwko wydawki w dość wąskim korytarzu. Mimo to ludzie jak mogli to się tam wpychali. Nie obchodziło ich to, że zaraz obok kasy barman wydawał nam zamówienie i kelnerka nie miała jak przejść z tacą przez delikwenta, który chce się rozliczyć.

Polacy już po wejściu do kawiarni potrafili przyjść, powiedzieć przy kasie co chcą i wyrazić chęć rozliczenia się. Po tym jak powiedziałam, że zamówienia są przyjmowane przy stoliku, część rzeczywiście tam szła, a część mówiła a tam, przecież znajdzie mnie pani. Oczywiście lubili się od razu rozliczać. Niekonieczne przez to, że zależało im na czasie, ale głównie przez to, że nie chcieli dawać napiwków i przy kasie czuli się bardziej komfortowo, że nie mają tego obowiązku, bo przecież nie podstawiłam im pod nos płatnika. Drugą sprawą jest to, że ludzie grzecznie siadali, aby złożyć zamówienie, a później jak skończyli jeść, czy pić, bez żadnego słowa wstawali i sterczeli pod kasą, aby się rozliczyć nie chciałam/em pani robić problemu, po co ma pani chodzić tam na górę. A może dlatego, że siedzi tam 20 innych osób, a może dlatego, że i tak będę musiała po Tobie posprzątać? Zawsze żałowałam, że nie mogę tego powiedzieć na głos. Dodatkowo trzeba mieć na uwadze, że jak kawiarnia, czy restauracja jest większa i kelnerki są podzielone na rewiry, to jak jest duży ruch, kelnerka, która Was nie obsługiwała może najprościej w świecie pomylić rachunki. Klient często nie jest w stanie powiedzieć, w którym miejscu dokładnie siedział.

Inna sprawa jak już poprosiliście o rachunek i od 15 czy 20 minut tego rachunku Wam nie podano. Wtedy jak najbardziej można dowiadywać się o co chodzi i podejść do kasy się rozliczyć. Dodatkowo jak nie widzicie kelnerki na horyzoncie, a sala jest pusta, również można podejść. Być może kelnerka właśnie myje lodówkę, czy wykonuje inne prace zlecone przez przełożonych przez brak ruchu.

Nie chcę wyjść na osobę nieobiektywną, dlatego jak najbardziej rozumiem, że czasami po prostu trzeba podejść do tej kasy, aby się rozliczyć. Jednak sprawa wygląda inaczej jak kelner kręci się po sali, jest na każde zawołanie, a klient z tego nie korzysta. Taka samowolka szczególnie jak jest ruch, potrafi zaburzyć system pracy kelnera.