poniedziałek, 16 stycznia 2017

Gastronomiczna tabaka

No gdzie ta kelnerka...
Ile można...czekać na rachunek

Czyli o gastronomicznej tabace.


,,Tabaka – sproszkowany tytoń, często wzbogacony kompozycjami aromatyzującymi, przeznaczony do zażywania przez nos(...)."


Wróć...wcale nie. Dla osoby naznaczonej doświadczeniem gastronomicznym, tabaka przyjmuje zupełnie inny wymiar.  Taka osoba już zawsze będzie wspominać momenty swojego ,,zatabaczenia" w pracy. Nigdy nie lubiłam mieć tabaki. Jest to taki stan, w którym nie wiesz, w co włożyć ręce.

Załóżmy, że kelner obsługuje 10 stolików, jedne są dwuosobowe, inne czteroosobowe itd. Wyobraź sobie, że jest sobota, lub niedziela. Wyczekiwany przez większość społeczeństwa weekend. Nie każdemu chce się gotować coś na obiad, więc ludzie wpadają na pomysł zjedzenia czegoś w restauracji. Oczywiście w godzinach 14-15. 
Stoły są sukcesywnie zajmowane, aż w końcu zaczyna tworzyć się kolejka oczekujących na wolne miejsce. Jak już wcześniej wspomniałam kelner ma kilka, bądź kilkanaście stolików ,,na rewirze". 

I zaczyna się prawdziwa tabaka. 

Ktoś właśnie prosi o rachunek, jednocześnie kuchnia daje znać, że dania na inny stolik są już gotowe, kilka innych stolików chce by przyjęto od nich zamówienie
Kolejka oczekujących się niecierpliwi, w takiej kolejce można już poznać na pamięć całą kartę dań, więc jak już jakiś stolik się zwolni, to osoby z kolejki siadają szybko przy stole (nieposprzątanym) i nie dość że narzekają na brudny stół, to jeszcze na to, że kelner od razu do nich nie podejdzie, bo przecież już wiedzą! Ale co ich tam obchodzą osoby, które usiadły wcześniej od nich i nadal nie przyjęto od nich zamówienia, przecież tak długo stali! 
Ach, jak ja tego nienawidziłam :)  

Czy można za wszystko winić kelnera? Oczywiście zależy od kelnera, jak ktoś naprawdę nie ma drygu do tej pracy, nie poradzi sobie nawet w momencie mniejszego obłożenia. Ja byłam ogarniętą kelnerką, ale nie tak bardzo, żeby mieć np. 20 stolików. Zawsze podziwiałam dziewczyny, które pracowały na największym rewirze. Dla mnie to był kosmos. 
Jednak kluczem do sukcesu w chwilach dużego ruchu jest menadżer. Od niego tak naprawdę najwięcej zależy. Bo wystarczyłoby umiejętnie sadzać gości, poczekać chwilę, by podać kartę dań, zagadać gościa kontrolując sytuację na sali i kuchni, a tym samym dać ekipie dodatkowe cenne sekundy, by restauracja sprawnie funkcjonowała. A nie np. sadzać po 5 rodzin na jeden rewir, w tym samym czasie.
Dodatkowo warto zadbać o support. Osobę, która nie ma przydzielonego swojego rewiru, a pojawia się tam gdzie trzeba i kiedy trzeba, nosi napoje za kelnerki, rozlicza gości w miarę możliwości. Bardzo lubiłam taką zmianę. 

Praca kelnera/kelnerki jest dobrym życiowym doświadczeniem. Już wiem jak nie być upierdliwym gościem i czasem pouczam swoich bliskich, jak nie wypada się zachowywać i z czego wynikają pewnie niedociągnięcia. Nawet jak nie jestem do końca zadowolona, to zostawiam napiwek, bo doceniam to, że ktoś pracuje po 12-16 h, żebym ja mogła gdzieś się gościć. Wspominam wtedy momenty, gdy jakiś gość potrafił zepsuć mi połowę dnia. Kiedy nie jadłam nawet przez 9 h, bo nie było czasu, tak samo z pójściem do toalety. Bo jak kelner nie dopilnuje, to kto za niego? Oczywiście przytaczam teraz sytuacje z weekendów. Od poniedziałku do czwartku było o wiele luźniej, wtedy nie było większego stresu w pracy. 

Kolejny post będzie już luźną pogadanką na temat atmosfery restauracji :) Jakich osób, zachowań, można się spodziewać w takim miejscu. A może Wy macie jakieś pytania? Chętnie odpowiem. Następnym przystankiem w moich opowiadaniach będzie praca w hoteliku typu Bed and Breakfast. Ale to jeszcze za moment :).



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz