Po kilku miesiącach pracy na lotnisku przyszedł czas na zmianę. Teraz musiałam znaleźć pracę, która nie będzie kolidowała ze studiami, coś z elastycznym grafikiem.
Nową pracę znalazłam szybko, dzięki koleżance.
Rozmowa kwalifikacyjna była tylko formalnością.
Do Stabucksa poszłam z myślą, że mam doświadczenie, wiem jak robić
kawę, znam się na obsłudze klienta…i tu był błąd, bo Starbucks okazał się
zupełnie inną bajką. Postaram się przedstawić pewne różnice, spostrzeżenia.
W Starbucksie można było się
poczuć jak u siebie. Każdy był życzliwie nastawiony. Jako nowa osoba dostałam
swojego ,,barista trainer’a’’, czyli osobę, która mnie szkoliła i czuwała nad
tym, bym krok po kroku poznała pracę przy kawie. Musiałam znać wszystko, co
było związane z kawą i firmą. Byłam mocno zaskoczona, gdy usadzono mnie przy
komputerze, bym słuchała e-learningu przedstawiającego historię firmy i marek
powiązanych ze Starbucksem. E-learningi składały się z kilku części i na każdej
ze zmian, dawano mi jakąś godzinę, bym ich słuchała. Były tam pokazane rzeczy,
z którymi miałam do czynienia w pracy na co dzień. Od czyszczenia ekspresu, rutyny
spieniania mleka, po system pracy na wydawce i zagrożenia jakie wynikają np. z
nieściągnięcia kolczyków. Niestety nie było można ominąć żadnego z filmików,
musiałam przez nie przebrnąć. W Starbucksie praktyka była podparta teorią, dlatego
polecam Starbucks, jako pierwszą pracę J
Tutaj zanim stanęłam na kasie, musiałam wiedzieć
jak się robi kawy, co mamy w ofercie jedzeniowej i jakie kawy paczkowane
sprzedajemy – co więcej, musiałam wszystkiego sama posmakować. Dlatego nie
dziwcie się, jeśli zobaczycie personel popijający kawkę w godzinach pracy,
zagryzający przy tym ciastko :D Najprawdopodobniej załoga szkoli nową osobę,
albo jakaś zaprzyjaźniona osoba przywiozła z innych stron kawę ze Starbucksa,
która nie jest sprzedawana w Polsce.
Kolejnym plusem pracy w tym miejscu była zniżka
pracownicza do KFC, Burger Kinga, Starbucksa i Pizza Hut, 3 darmowe napoje w godzinach
pracy (z oferty kawiarni), oraz to, że można było zjeść ,,przeterminowane”
ciastko. O co dokładnie chodzi z przeterminowanym ciastkiem? Otóż z witryny
trzeba było wyjmować rzeczy, które były przeterminowane i dokładać nowe. Przeterminowane
ciastka, czy kanapki były odkładane do pudełka, a następnie na koniec dnia
wyrzucane. Oczywiście przeterminowany produkt, w praktyce taki nie był, ale
wiadomo, jakieś tam okres świeżości był nakładany. Nie mogliśmy brać tych rzeczy
do domu, ale w godzinach pracy można było je jeść, co bardzo lubiłam robić :D.
Mimo to nie zdecydowałam się na zmianę kawiarni, a
zajęłam się trochę inną działką w gastronomii – zostałam kelnerką. Praca w restauracji
wzbudzała we mnie wiele emocji, była bardzo dobrym życiowym doświadczeniem i
nauczyła mnie tego, jakim gościem w restauracji nigdy nie być. Praca w
kawiarniach była o wiele łatwiejsza, bo chociaż gość czasem coś burknął,
powiedział, to wiadomo było, że postoi minutę przy kasie i za chwilę sobie
pójdzie. Co innego w restauracji, gdzie trzeba było się tym gościem zająć
długofalowo J
Jeśli macie jakieś pytania związane z pracą w kawiarniach – piszcie, chętnie
odpowiem na pytania, bo sama zanim zaczęłam pracę w gastronomii, szukałam
informacji na ten temat w internecie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz