niedziela, 29 października 2017

Podsumowanie, zarobki

W tym poście mogę zrobić małe podsumowanie. Praca w pensjonacie zakończyła pewien etap w moim życiu, kiedy było fajnie, zabawnie, a ja sypałam opowieściami jak z rękawa, życie cały czas mnie zaskakiwało, bawiło.
Miałam jednak 23 lata i cały czas w głowie, że pora iść do 'poważnej' pracy, z regularnymi godzinami, najlepiej z kartą Multisport i tymi innymi pierdołami. Poza tym szefowa pensjonatu miała problemy ze sobą, co też było czynnikiem pchającym do zmian - jednak wszystkim dawała po okresie próbnym umowę no pracę. Wielki szacunek za to, biorąc pod uwagę co się dzieje na rynku pracy. Przy tej okazji podsumuję zarobki i typ umowy w poszczególnych miejscach.

1. Praca w kawiarni na lotnisku

- Praca w okresie wzmożonego ruchu, od maja do września.
- Umowa zlecenie.
- Z tego co pamiętam przez pierwszy miesiąc 9 zł/h, po jednym, bądź dwóch miesiącach 11 zł/h.
- Praca na zmianach 12 h, 7 dni w tygodniu. Czasami zmiana zaczynała się o 3, 4:30 w nocy, nie miałam samochodu musiałam sobie radzić komunikacją miejska, co znacznie wydłużało czas dojazdu.
- Średnio pracowałam 180 h w miesiącu, raczej nie mniej, jak już to więcej godzin. Maratony po 5 dni z rzędu? Dla pracodawcy żaden problem.
- Zarobki zależnie od ilości przepracowanych godzin i stawki godzinowej, ale więcej jak 2300 nie zarobiłam (chociaż i tak wyrabiałam ponad etat).
- Brak premii, dodatku nocnego, dodatku za pranie ubrania pracowniczego.

Podsumowując: Czysty wyzysk. Na wielki plus jednak znajomi z pracy :) Atmosfera, wspólne robienie jaj - to były piękne chwile.

2. Starbucks

- Praca w ciągu roku akademickiego
- Dość elastyczne godziny pracy, praca również w weekendy.
- Stawka godzinowa - wydaje mi się że wychodziło ok. 11 złotych netto
- Liczba godzin zależnie od miesiąca. Na koniec miesiąca miałam pensję ok. 900 złotych. Pracowałam ok. 80 h miesięcznie. Jak były ferie itp. brałam więcej zmian.
- Jasne warunki współpracy, szkolenia, premie dla najlepszych (jednak bez szału, zazwyczaj 100 złotych do pensji). Wyjścia integracyjne. Jak ktoś chciał się rozwijać, miał do tego szansę i wtedy mógł przejść na umowę o pracę.

Podsumowując: Praca dobra nie tylko dla studentów, ale również dla tych co chcą się piąć wyżej. Wielu moich znajomych z tamtego okresu nadal pracuje w Starbucksie, tylko na bardziej odpowiedzialnych stanowiskach, za lepsze pieniądze. A jak ktoś decydował się odejść po kilku latach współpracy, było mu żal :)

3. Restauracja włoska

- Miałam wtedy roczną przerwę między licencjatem, a magisterką.
- Umowa zlecenie.
- Zmiany od 12 do 14 h, praca średnio 4 razy w tygodniu.
- Wynagrodzenie 70 złotych za przepracowany dzień, plus napiwki. Napiwki najpierw były dzielone ze wspólnej puli raz w tygodniu, po jakimś czasie każdy zarabiał na siebie. Mimo to napiwki w pierwszej i drugiej wersji były dzielone na bar i na kuchnię.
- Patrząc na cały przepracowany miesiąc zarobki wyglądały tak, że za 16 zmian w miesiącu od firmy miałam 1120 złotych, a napiwki można uśrednić do 2300 złotych miesięcznie. Była to restauracja włoska, uważana przez wiele rodzin za pizzerię, nie każdy ,,gość niedzielny'' zostawiał napiwek.

Podsumowując: Żeby zarobić trzeba było się napracować. Był to czas kiedy miałam pieniądze na wszystko, czego potrzebowałam. Nie musiałam na nic ciułać, to było wspaniałe :) A pragnę zaznaczyć, że w wielu miejscach kelnerki zarabiają więcej. Np. w restauracji indyjskiej w której byłam na dniu próbnym dziewczyny miały 80 złotych za dzień pracy od firmy, a napiwki to ok. 250-300 złotych na kelnerkę, bez podziału z kuchnią i barem. Super pieniądze.

4. Pensjonat

- Przez pierwsze trzy miesiące umowa zlecenie, następnie umowa o pracę.
- 15-16 zmian w miesiącu po 12 h (zmiana dzienna lub nocna, pół na pół).
- Stała pensja z obietnicą, że w przypadku nadgodzin w następnym miesiącu wszystko się wyrówna.
- Koszule prane przez firmę
- Z uwagi na to, że nie miałam doświadczenia w pracy biurowej, zaproponowałam stawkę 1800 złotych za etat. Po pierwszym przepracowanym miesiącu dostałam bodajże 500 złotych premii za to, że dobrze sobie radziłam. Przez następne dwa miesiące dostałam po 1800 złotych, a później przy zmianie umowy powiedziałam, że chcę podwyżkę. Zaproponowałam 2500 złotych za etat na umowie o pracę. Podwyżkę dostałam, ale przez następne dwa dni szefowa się nade mną wytrząsała, próbowała mi udowodnić, czego to nie zrobiłam, nawet jak zrobiłam. Jak jej pokazywałam, że jest to zrobione, robiła się cała czerwona ze złości. Chyba wtedy ostatecznie stwierdziłam, że jest wariatką i już miałam jej mówić, że nie chcę tych pieniędzy. Na szczęście odpuściła, chyba doszły do niej informacje, że się zwolnię jak nie przestanie. W poprzednich postach jest opisałam, jakie były obowiązki recepcjonistki. Myślę, że 2500 złotych należało się już na start, biorąc pod uwagę np. dodatek nocny, którego nie było. Tak samo praca w święta ustawowo wolne nie była dodatkowo premiowana.

Podsumowując: Sam rodzaj pracy naprawdę super, lubiłam połączenie gastronomii i recepcji. Reszta jak wyżej, naprawdę szkoda - miejsce z ogromnym potencjałem.


I tak skończyła się praca w miejscach, które nie były idealne, ale w jakiś sposób mnie rajcowały. Nie miałam wtedy też zapotrzebowania na jakieś większe pieniądze - jak to student. Tak jak wspomniałam wcześniej, po pracy w pensjonacie, nadszedł czas na szukanie czegoś stricte biurowego. O regularnych godzinach pracy, z wolnymi weekendami, z uwagi na studia zaoczne. No i... znalazłam, dokładnie rok temu. Miejsce wielu frustracji :)









Brak komentarzy:

Prześlij komentarz