Marzenia, pragnienia, godziny
bujania w obłokach, mogą stać się rzeczywistością. Piszę do Was ten tekst znad
morza. Przede mną jeszcze kilka miesięcy doświadczania tego miejsca. I
pomyśleć, że jeszcze tydzień temu pakowałam wszystkie niezbędne rzeczy w
stolicy naszego kraju. Mieszkam teraz w ładnym miasteczku liczącym ok. 50 000
tys. mieszkańców, w sezonie goszczącym średnio 300 000 turystów, a rocznie
1 000 000.
Od kiedy pamiętam fascynowało
mnie morze. Zawsze żałowałam, że urodziłam się po prostu na Mazowszu. Wydawał
mi się to tak mało atrakcyjny region. Pochodzenie z małego miasteczka
znajdującego się nad morzem, a z małego miasteczka na Mazowszu, to była dla
mnie przepaść nie do pokonania. Przez ostatnie dwa lata pracowałam w dwóch
różnych biurach w Warszawie. W pierwszym biurze doświadczyłam totalnego mobbingu
i najchętniej wymazałabym ten czas z pamięci, natomiast drugie miejsce było
zupełnym przeciwieństwem. Odżyłam. Miałam wspaniałych znajomych w pracy. Pomijając
brak możliwości rozwoju i monotonność obowiązków po dłuższym czasie, było to
świetne miejsce. Nie chodziłam do pracy zestresowana, a to naprawdę duży plus. Lubiłam
głośno marzyć przy kolegach i koleżankach. Mówiłam jak bardzo kocham jeść gofry
i pączki, że jestem stworzona do prostych prac, a nie do siedzenia w
warszawskiej korporacji. Że ja te gofry powinnam sprzedawać! Wszyscy się
oczywiście śmiali, a ja dalej snułam marzenia w tej mojej łepetynie. I co? I
idę jutro na dzień próbny do kawiarni, w której będę sprzedawać między innymi ten smakołyk.
Oczywiście napiszę jak było na
dniu próbnym. Opiszę również jak wygląda poszukiwanie pracy nad morzem. Tymczasem łapię ostatnie chwile komfortu, zanim wyjdę z tej strefy 😀. To był wspaniały tydzień bezrobocia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz